środa, 26 listopada 2014

Rozdział VII

Denver, czasy obecne

- No rusz się złomie- fuknęłam w stronę stojącego przede mną laptopa.
Już od dłuższego czasu próbowałam połączyć się z Internetem, ale w Denver, mimo że to spore miasto, jakoś nie mogłam znaleźć zasięgu. W związku z tym chodziłam z kąta w kąt próbując złapać połączenie, czekałam bowiem na dosyć ważne wiadomości. Nagle komputer wydał dźwięk powiadamiający o tym, że połączenie z siecią zostało nawiązane, a po chwili włączyłam Skype'a i czekałam aż moi rozmówcy odbiorą.
- Katia, no w końcu- powiedziała Alexia, uśmiechając się szeroko z ekranu.- Myśleliśmy, że już nie zadzwonisz- dodała, odsuwając się od kamery tak, że w polu widzenia pokazał się również Alaric.
- Jestem Katerina, nie Katia- odpowiedziałam machinalnie, dopiero później witając się z przyjaciółmi. Wymieniliśmy się uprzejmościami, jednak po chwili poruszyłam temat, który mnie nurtował.
- Co u Enzo i Eleny?- spytałam, nie mogąc powstrzymać ciekawości.
Ostatni raz widziałam swoje rodzeństwo prawie 100 lat temu, w latach 20. ubiegłego wieku. Odkąd w XIX wieku uwolniliśmy się z rąk oprawców (tudzież fanatyków i pseudo łowców, którzy szybko, dzięki mi, Alaricowi i Alexii, teraz znanej po prostu jako Lexi, zapomnieli o istnieniu wampirów) kontaktowałam się z moimi przyjaciółmi rzadko, a wokół rodzeństwa kręciłam się jeszcze rzadziej. Postanowiliśmy, że moi towarzysze będą dalej obserwować Elenę i Enzo, informując mnie, jeśli coś byłoby nie tak. Skończyło się na tym, że od prawie 100 lat Lexi i Alaric mieszkali w pobliżu mojej bliźniaczki i mojego brata, zaprzyjaźniając się z nimi i będąc ich prawdziwymi powiernikami. Nadal oczywiście informowali mnie o ich poczynaniach, co z czasem, dzięki szybszym sposobom komunikacji stało się dziecinnie proste.
- Żyją- Alaric jak zawsze chciał mnie podjudzić. Uwielbiał sprawiać, że się denerwowałam, a jego celem życiowym, jak powiedział mi niedawno, było doprowadzenie mnie do stanu wrzenia.- Ale nie uwierzysz, gdzie się właśnie przeprowadziliśmy- dodał tajemniczo, a mi od razu przyszło na myśl Denver.
Ale to niemożliwe, żeby spośród tak wielu miejsc wybrali akurat miasto, a którym od 3 miesięcy mieszkałam ja.
- A można trochę mniej tajemniczo?- zapytałam udając znużenie, mimo że w głębi ducha byłam cholernie ciekawa.
Jak już wspomniałam, dość długo nie widziałam swojego rodzeństwa, a o tym co się u nich dzieje wiedziałam tylko dzięki moim przyjaciołom. W ciągu ostatniego wieku mało osób zagrażało mojej rodzinie, zarówno Elenie i Enzo, jak i ojcu, który wraz z siostrą i bratem mieszkali nadal w Nowym Orleanie, rządząc lokalnym społeczeństwem wampirów. Zresztą, co się dziwić. Po tym, jaką legenda obrosłam, mało który próbował zrobić coś mi, a tym bardziej mojej rodzinie. Teoretycznie nadal nie żywiłam jakiś ciepłych uczuć do nich, w praktyce jednak wiadome było jaki los spotka tego, kto odważy się zrobić coś nie tak.
- Może pokażemy ci, gdzie mieszkamy? Na pewno poznasz to miejsce- uśmiechnął się Alaric, a po chwili twarz jego i Lexi zniknęła z ekranu, zamiast tego pokazując mi piękną, zieloną okolicę.
Niby nic nadzwyczajnego. Długi podjazd wyłożony kamieniami, drzewa i krzewy po obydwu stronach podjazdu oraz wokół domu. No właśnie, domu. Pewnie gdyby pokazali mi sam wjazd, nie poznałabym tego miejsca. W końcu byłam tam dawno temu i przez bardzo krótko, w porównaniu do mojego prawie 1000letniego życia. Ale ten dom poznałabym wszędzie. Wiek XVIII i XIX były moimi ulubionymi wiekami pod względem architektury. Ten dom wybudowany był właśnie w wieku XIX. Wiedziałam dokładnie jak wygląda w środku, z zamkniętymi oczami mogłaby trafić do sypialni, w której spałam. Znałam salon, z ogromnym kominkiem i dwoma skrzyżowanymi szablami, zawieszonymi nad nim. Wiedziałam, że zasłony w kolorze ciemnego brązu zasłaniają ogromne okna wychodzące na podjazd. Znałam każdy stopień schodów prowadzących na piętro, piwnicę, w której pewnie do teraz była cela. Oczywiście nie wiedziałam, jak wygląda dom teraz, co zmieniło się na potrzeby teraźniejszych standardów. Miałam jednak nadzieje, że ludzie, którzy na moje polecenie zajmowali się tym domem i dbali o niego, nie zepsuli naturalnej atmosfery wnętrza.
- Jesteście w Mystic Falls- odezwałam się nie swoim głosem.
Dom, który właśnie pokazywali mi Alaric i Lexi był domem budowanym dla mnie, gdy ostatni raz byłam w mieście. Co prawda początkowo nie miał być ukończony, ze względu na to czym się okazałam. Jednak pan szeryf a z nim burmistrz i reszta członków rady nie doceniła moich możliwości i umiejętności wpływania na nich mimo stosowanej przez nich werbeny. Razem z moimi kompanami poczekaliśmy aż zioło zniknie z ich krwi a następnie całej ludności Mystic Falls wymazaliśmy jakiekolwiek wspomnienia o wampirach, wilkołakach i innych stworzeniach paranormalnych.
- Jesteśmy w Mystic Falls- potwierdziła moje słowa Lexi.- Twoje rodzeństwo stwierdziło, że kogą zobaczyć co to za dom zapisany w tajemniczych okolicznościach na nich. Więc przeprowadziliśmy się tutaj w zeszłym tygodniu- wyjaśniła blondynka, a jej twarz zdobił szeroki uśmiech.
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, a następnie pożegnaliśmy się. Usiadłam w szerokim fotelu i zamyśliłam się. Moje rodzeństwo było w Mystic Falls. Niecałe dwie godziny drogi od Denver. To nie mógł być zwykły zbieg okoliczności. Nigdy nie wierzyłam w przeznaczenie ani nic z tych rzeczy; moim zdaniem sami kreowaliśmy swój los, ale to nie mógł być przypadek.
- Wiedźmy?- rzuciłam w eter i po chwili, podobnie jak przez ostatnie 1000 lat pojawiło się 12 kobiet z pierwszego sabatu na ziemi. Moje duchowe przewodniczki i nauczycielki.
- Tak, córko?- jak zawsze odezwała się najważniejsza wiedźma sabatu, która, jeśli wierzyć jej słowom, była moją przodkinią. Wiedźmy zawsze, co nadal było dla mnie zagadką, potrafiły dopasować swój strój do danej epoki, w związku z czym dzisiaj moja przodkini miała na sobie długą wieczorową suknię z długimi rękawami. Byłby to strój, który mogłaby założyć zakonnica, gdyby nie ogromne wycięcie z tyłu, które odsłaniało prawie całe plecy.
- Czy wy macie z tym coś wspólnego?- spytałam, nie musząc wyjaśniać o co chodzi, ponieważ moja pra(razy ileśtam)babka wiedziała dosłownie wszystko. To była kolejna rzecz, której nie do końca rozumiałam, a nad którą przeszłam do porządku dziennego.
- A czy nie możesz uznać, że ich przeprowadzka to po prostu szczęśliwy zbieg okoliczności?- odpowiedziała pytaniem, a ja znów miałam wrażenie, że sabat potrafi czytać mi w myślach, jednak nigdy się do tego nie przyzna.
- Nie wierzę w zbiegi okoliczności- powiedziałam na głos swoje wcześniejsze myśli.- Chcę tylko wiedzieć, czy to wasza sprawka.
- Niedługo przyjdzie dla ciebie czas wielkiej próby- odezwała się jedna z pozostałej jedenastki. Rzadko kiedy miałam możliwość usłyszenia głosu którejkolwiek z nich, bowiem to moja prababka najczęściej się odzywała. Najwyraźniej mieliśmy we krwi chęć rządzenia wszystkimi.- Czas, w którym powinnaś mieć rodzinę wokół siebie.
- Będziesz narażona na wielkie zmiany, a pogodzenie z rodziną jest ważne dla ciebie, nawet jeśli teraz twierdzisz, że nie- znów głos zabrała pierwsza w sabacie.
- Nie chcę się z nimi godzić ani teraz, ani nigdy- powiedziałam stanowczo, na co wiedźma pokiwała głową.
- Zrobiliście sobie nawzajem dużo złego, ale czasem wybacza się wiele rzeczy i przeskakuje się przepaści- powiedziała jak często zagadką i, jedna po drugiej, zaczęły znikać. Chciałam porozmawiać z nimi dłużej, wiedziałam jednak, że to one w tym przypadku dyktują warunki. Usiadłam głębiej w fotelu.
- Nie lubię przeskakiwać przepaści- mruknęłam w eter, co i tak pewnie usłyszały.
Miałam pogodzić się z rodzeństwem? No raczej nie. Pamiętałam, jak bardzo Elena i Enzo chcieli się ze mną skontaktować i jak szybko porzucili ten pomysł. Olali mnie i zostawili. Z jednej strony byłam im za to wdzięczna, jednak z drugiej trochę mnie to zirytowało. No ale przynajmniej znów byłam wolna i mogłam robić co chciałam.
A w sumie mogłam teraz odwiedzić mój dom, podenerwować trochę rodzeństwo, pomyślałam. A przy okazji spotkać się z końcu na żywo z Alarickiem i Lexi.
- I zrobię to tylko dlatego, że ja tego chcę- rzuciła z przesłaniem dla wiedźm, podejmując decyzję.
- Mystic Falls, rodzinko, szykujcie się, bo możecie tego nie przeżyć- uśmiechnęłam się do siebie i wstałam z nową energią, już teraz zastanawiając się, co zabrać ze sobą i jak ich przywitać.



Jest kolejny rozdział. Przepraszam za to, że nie pisałam przez dość duży czas, ale przygotowywałam się do próbnych matur i miałam ważne wydarzenie rodzinne, więc nie bardzo miałam kiedy. Obiecuję, że teraz będę pisać regularnie. Jak widzicie jestem już w teraźniejszości, więc teraz akcja w końcu nabierze tempa :)

Mam nadzieję, że Wam się podoba i jak zawsze, byłabym wdzięczna za jakiekolwiek komentarze :)
PS.: DZIĘKUJĘ BARDZO za ponad 500 wejść. To przynajmniej pokazuje, że moja praca nie idzie na marne :)

1 komentarz:

  1. Pierwsza! Uwielbiam Twoje opowiadanie, jest kapitalne i styl jakim piszesz jest taki łatwy. Czekam na następny!

    Zapraszam do mnie na 22 rozdział "Nie odchodź od nas.". Zapraszam do czytania i komentowania. Pozdrawiam Victoria G.
    http://i-will-be-your-star.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń