poniedziałek, 8 grudnia 2014

Rozdział VIII

I’m coming home, I’ve been gone for far too long- śpiewałam razem z Bullet for my Valentine. Śmieszne, jak ten tekst pasował do sytuacji, w której obecnie byłam. Jechałam swoim czarnym Astonem Martinem z 1964 roku do Mystic Falls. Po tym jak Alaric i Lexi pokazali mi, że są w moim domu spakowałam się i teraz, niecały tydzień później jechałam na spotkanie z moim rodzeństwem. A raczej jechałam podenerwować moje rodzeństwo. Zamierzałam zatrzymać się w domu wybudowanym przez dwoma wiekami, tym samym w którym teraz przebywali Elena, Enzo a także ich znajomi. Oznaczało to, że wampiry, które mnie nienawidzą, będą miały ciężki okres. No ale cóż, nie w mojej naturze było siedzenie cicho. Jechałam, ciesząc się jazdą i zastanawiając jak ciepło powita mnie rodzina (znając życie będą chcieli wypróbować na mnie parę kołków), gdy nagle zobaczyłam tablicę informacyjną. Zatrzymałam samochód na poboczu i wysiadłam. 
- Mystic Falls, populacja 1535 osób- przeczytałam, opierając się o maskę i otwierając worek z krwią.- Niedługo trzeba będzie zmniejszyć tą liczbę- rzuciłam do siebie, z niesmakiem patrząc na pitą przeze mnie krew. Nie znosiłam torebek. Wolałam pić prosto z żyły, czuć jak życie uchodzi z moich ofiar. Zimną krew piłam jedynie w ostateczności, takich jak podróż, w czasie której nie chciało mi się zatrzymywać, żeby zabić. No ale teraz będę mieszkać w Mystic Falls. 
Ciekawe co tam u rodzin założycieli, pomyślałam, przypominając sobie jedno z byłych pokoleń, które po nieudanym zamachu na życie moje i moich przyjaciół stało się praktycznie moimi marionetkami. Może teraz też się nimi pobawię, kto wie. Albo zrobię sobie przenośny bank krwi z któregoś z nich, zaśmiałam się i, wyrzucając pustą już torebkę po krwi wsiadłam do samochodu i wjechałam do miasta. 


ELENA

- Stefan, rusz się. Mieliśmy razem zrobić ten obiad, niedługo wszyscy wrócą- powiedziałam do swojego chłopaka, rzucając w niego pomidorem. Z typową wampirzą prędkością złapał go zanim zdążył roztrzaskać się na jego twarzy i podszedł do mnie. 
- Dobrze wiesz, że to ty jesteś lepszą kucharką- zaczął mi słodzić przy okazji podjadając, za co od razu dostał po rękach. 
- Bierz się za krojenie papryki- nakazałam ze śmiechem, na co wampir ze zbolałą miną wziął się do pracy. Uśmiechnęłam się do siebie. Ze Stefanem byłam już od prawie stu lat, a z każdym dniem kochałam go coraz bardziej. Był wręcz idealny. Spokojny i opanowany stanowił przeciwwagę dla moich czasem szalonych zachowań. Mogłam powiedzieć mu wszystko wiedząc, że nie będzie mnie oceniał i zaakceptuje każdą moją decyzję, nawet te, które podejmowałam w przeszłości. Był jedną z niewielu osób, które wiedziały wszystko o mnie i o Enzo. I o naszej siostrze, której imię  było w tym domu zakazane. W jej domu. Bo, mimo że dokumenty, które niedawno pokazał nam urzędnik wydawały się nie być sfałszowane wiedzieliśmy, że nie mieliśmy żadnego krewnego, który zmarł w tajemniczych okolicznościach, przepisując dom na mnie, mojego brata i naszą siostrę. To musiał być dom, w którym kiedyś mieszkała moja bliźniaczka. Znając ją to wcale nie był to dom przyjazny przejezdnym. Raczej wręcz przeciwnie, sądziłam, że dla wielu ludzi był to ostatni przystanek przed śmiercią. 
- Skąd ta mina?- spytał ciemny blondyn, wyrywając mnie z zadumy. Pokręciłam głową, bez słów pokazując, że nie chcę teraz o tym rozmawiać, na co mężczyzna szepnął tylko 'Później'. Za to też go kochałam. Nigdy na mnie nie naciskał, wiedział, że czasem potrzebuję chwili prywatności, momentu na pozbieranie myśli. Wzięłam głęboki oddech i skupiłam się na przygotowaniu posiłku. Mimo że zarówno ja jak i Enzo i nasi przyjaciele, z którymi tutaj mieszkaliśmy byliśmy wampirami, lubiliśmy czasem zasiadać razem do zwykłego, ludzkiego posiłku. Chyba zostało nam to z poprzednich wieków, gdzie celebrowało się uczty w jak największym gronie. 
W przyjemnej atmosferze dokończyliśmy przygotowywanie posiłku i nakryliśmy do stołu w ustawionego w ogromnej jadalni. 
Założę się, że to tutaj mordowała swoje ofiary, pomyślałam mimowolnie, od razu obiecując sobie, że dzisiaj nie będę o niej myśleć. Dzisiaj miałam się cieszyć tym, że mam wokół siebie ludzi, dla których jestem ważna i przed którymi nie muszę ukrywać tego jaka jestem. 
- Zaraz przyjdą- odezwałam się, gdy wszystko było już gotowe.- Skoczę na górę się przebrać i zaraz wracam- dodałam i pobiegłam do pokoju. Gdy wróciłam jakieś 20 minut później wszyscy byli już w domu. Spojrzałam na nich. Znałam ich już od jakiegoś czasu i nie wyobrażałam sobie wiecznego życia bez nich. Poza tym, Enzo raczej też. Obok mojego brata stała Caroline Forbes- drobna blondynka, z którą po początkowych trudnościach mój brat związał się i tworzyli cudowną parę. Zaraz obok stali Alaric Saltzman i Lexi Branson , których spotkaliśmy jeszcze w XIX wieku i od razu się zaprzyjaźniliśmy. No i brat Stefana. Jedyny wampir wśród tych przebywających w domu z którym nie zawsze potrafiłam się dogadać. Bo prawda była taka, że Damon był zbyt podobny do mojej siostry. Niebezpieczny i nieliczący się z nikim, czasem zabijający dla zabawy. Robił co chciał, kiedy chciał, łamiąc wszystkie zasady. Gdyby nie to, że mimo wszystko Stefan dogadywał się z bratem nigdy nie pozwoliłabym mu z nami zamieszkać. Nie to, że wcale z nim nie rozmawiałam. Czasem naprawdę potrafiliśmy znaleźć wspólny temat, jednak nie potrafiłam zrozumieć jego stylu życia. 
Przywitaliśmy się ze sobą i usiedliśmy do stołu. W ciszy jedliśmy posiłek, jednak w pewnym momencie telefon Alarica zadzwonił. 
- To tylko SMS- powiedział ze spokojem wampir i odczytał go. Od razu po przeczytaniu pokazał go Lexi, a ich twarze pobladły. Spojrzeli po sobie, jednak nie odezwali się ani słowem, a Rick od razu schował telefon do kieszeni i zachowywał się jak gdyby nigdy nic. 



KATERINA

"Jak bardzo lubicie niespodzianki? Mam nadzieję, że bardzo, bo za chwilę Wam jedną sprawię" napisałam SMSa do Alarica i zajechałam pod supermarket. Nie wypada przecież przyjechać z pustymi rękoma, zaśmiałam się w duchu i skierowałam się w stronę alkoholi. Oczywiście nie było tu trunków, w jakich ja gustowałam, jednak zadowoliłam się butelką whiskey z 1980 roku. 
Od biedy ujdzie, pomyślałam i wróciłam do samochodu. Pozwiedzałam chwilę miasto, sprawdzając pobieżnie jak bardzo się zmieniło i, gdy zapadał już zmrok skierowałam się w stronę posesji. 
Po 15 minutach zatrzymałam się przed droga prowadzącą do domu. 
- No to jedziemy- uśmiechnęłam się do siebie i poprowadziłam samochód powoli, rozglądając się z ciekawością na boki. Drzewa, które pamiętałam jako małe krzaczki, rosły, prezentując swoją potęgę. Wjechałam na podjazd, rzucając światło na dom. Widziałam światło palące się wewnątrz i zastanowiłam się, jak zareagują na moje przybycie Elena i Enzo. 
- Raz kozie śmierć- szepnęłam i wysiadłam z samochodu. 
- Ktoś przyjechał- usłyszałam głos Eleny- Pójdę otworzyć- dodała, jednak przerwał jej głos Ricka. 
- Może lepiej ja pójdę?- spytał, a ja zaśmiałam się w duchu. Najwyraźniej nie chciał, żeby moja siostra mnie zobaczyła. Pewnym siebie krokiem weszłam po schodach i zastukałam starą kołatką. Słyszałam jak Elena kłoci się chwilę z moim przyjacielem, a następnie podchodzi do drzwi i naciska klamkę. Uśmiechnęłam się (mimowolnie wyszedł mi lekko kpiący uśmiech) i poczekałam aż drzwi się otworzą. 
- W czym mogę po...- zaczęła brunetka po czym zawiesiła się widząc mnie. 
- Hej siostrzyczko- przywitałam się i przekroczyłam próg. W końcu dom w jednej trzeciej należał do mnie. Weszłam do salonu i spojrzałam na ludzi siedzących na sofach. Delikatnie usmiechnęłam się do Ricka i Lexi, nie zdradzając, że się znamy.
- Co ty tu robisz?- Enzo wstał i spojrzał nieufnie. 
- No jak to co? Przyjechałam do domu- powiedziałam po prostu patrząc na mojego brata. 
No to zaczyna się zabawa, pomyślałam z zadowoleniem patrząc, jak wszyscy zebrani patrzą to na mnie to na Enzo i na Elenę, która pojawiła się za mną. 




Proszę bardzo, kolejny rozdział :) Jak się podoba? :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz