wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział IV

Ameryka, rok 1293
- Jest panienka pewna,że ta suknia będzie odpowiednia?- młoda i niska mulatka zwróciła się do mnie, pomagając założyć mi na siebie warstwy materiału.
- A dlaczego miałaby być nieodpowiednia, Anabeth?- spytałam oglądając efekt końcowy pracy mojej służącej i najlepszej towarzyszki. Byłam ubrana w długą suknię w ciemniejszych odcieniach niebieskiego, która spływała delikatnie po moim ciele.
A dziw pomyśleć, że w ciągu nieco ponad 200 lat stroje tak bardzo się zmieniły, pomyślałam, przywołując w myślach białe, proste stroje, jakie nosiłam gdy byłam człowiekiem.
- Takie kolory nie przystają tak młodej dziewczynie jak panienka- odezwała się Anabeth bez cienia jakiejkolwiek nieśmiałości, co charakteryzowało wszystkie inne służące. Ale moje wcale nie była taka jak inne. Anabeth była czarownicą i wiedziała o mnie wszystko. Pomagała mi zachować tajemnicę i skryć przed oczami ludzi to, co miało pozostać ukryte. Od 5 lat podróżowałyśmy razem po całym kraju, tak jak wcześniej robiłam z jej matką.
- Młodej?- uśmiechnęłam się do dziewczyny- Z moim wiekiem powinnam nosić tylko czernie- zażartowałam wesoło, co całkowicie przeczyło mojemu teraźniejszemu nastrojowi.- Mogłabyś mnie zostawić na chwilę?- poprosiłam moją towarzyszkę, która posłusznie wyszła z mojej sypialni.
Usiadłam na wysokim łóżku i zapatrzyłam się w przestrzeń.
- Wiedźmy?- powiedziałam do pustego pokoju, w którym zaraz zaczęły pokazywać się duchy czarownic należących do pierwszego sabatu na świecie.
Pamiętałam nawet teraz nasze pierwsze spotkanie. Stało się to podczas pierwszej pełni księżyca po opuszczeniu mojej rodziny. Zmieniałam wtedy miejsce pobytu co 2-3 dni. Będąc nocą w lesie nagle wokół mnie pojawiła się gęsta mgła, a potem, podobnie jak teraz, z nicości zaczęły wyjawiać się kolejne twarze. To właśnie wtedy sabat wyjaśnił mi, że od dawna na mnie czekali i nie bez przyczyny zachowałam swoją moc nawet po przemianie w wampira. Tłumaczyły, że mój udział w historii świata będzie bardzo szczególny, a jednocześnie ja i moja rodzina będziemy narażeni na ogromne niebezpieczeństwo. Przekazały mi moje dziedzictwo, a zarówno swego rodzaju klątwę. Otóż to w moich rękach i na moich barkach spoczywała odpowiedzialność za cały świat stworzeń nadnaturalnych. To ja miałam stanowić prawo i być tym prawem; pilnować porządku i dbać,aby w naszym świecie panowała równowaga. A w związku z tym wiele osób chciało mojej śmierci, aby móc przejąć władzę nad wszystkimi stworzeniami. Ale żeby mnie zabić, często musieli sprowadzić mnie w miejsce im pasujące, więc wokół mojej rodziny zaczęły być osoby pragnące ich skrzywdzić, a tym samym osłabić mnie. Dlatego w sekrecie podróżowałam za nimi i obserwowałam ich przyjaciół. No i dzisiaj musiałam interweniować.
- Jesteście pewne, że adorator mojej siostry również będzie na dzisiejszym balu?- spytałam wiedźmy, które obserwowały mnie w ciszy.
- Według naszych informacji mają się spotkać na miejscu- odpowiedziała kobieta ubrana w ciemnofioletową suknię podobną do mojej. W jakiś sposób sabat zawsze miał garderobę stosowną do panującej mody.- Jesteś pewna, że musisz posunąć się do ostatecznego- upewniła się kobieta, która podobno była jakąś moją odległą przodkinią, pierwszą osobą w naszym rodzie posiadającą moc.
- Ten mężczyzna jest niebezpieczny. Gdyby zagrażał tylko mi, to najprawdopodobniej torturowałabym go aż nie wyjawiłby kto go nasłał. Ale on zagraża mojej rodzinie. I nawet jeśli oni mnie nienawidzą, toja nadal żywię wobec nich ciepłe uczucia. I nie wybaczyłabym sobie, jeśli coś by im się stało przeze mnie i przez to jaka jestem- powiedziałam z pełną szczerością, a następnie, po otrzymaniu błogosławieństwa sabatu wyszłam z sypialni z mocnym postanowieniem, że dzisiejszej nocy nic złego nie stanie się nikomu kogo kocham.


*****


Stałam otoczona osobami, których nawet nie znałam i przysłuchiwałam się rozmowie, która jakoś wcale nie była interesująca. Od czasu do czasu wtrącałam jakieś zdanie, jednak tak naprawdę szukałam wzrokiem swojej siostry lub kogokolwiek z mojej rodziny. Według czarownic mieli być na dzisiejszym bal organizowanym przez właściciela połowy wioski. Ja trafiłam tutaj poprzez manipulacje i hipnotyzowanie ludzi, bowiem niemożliwe było, żeby zaprosić osobę, która jest tutaj dopiero od paru dni. Rozmowa toczyła się beze mnie dalej, gdy nagle zobaczyłam twarz, której nie widziałam od ponad 2 lat. Przez ten czas usunęłam się i dałam mojej rodzinie spokój. Uśmiechnęłam się na widok rozpromienionego Enzo i kroczącej z nim Rebekhi. Po chwili do sali wkroczyła moja siostra w ciemnoróżowej sukni. Elena szła pod ramie z nieznanym mi mężczyzną, a mi zmroziło krew w żyłach. Wiedziałam, ze to ten mężczyzna, który zamierza zranić moja siostrę bądź kogokolwiek z mojej rodziny i dobrać się do mnie. Przeprosiłam moich rozmówców i zamierzałam się oddalić, gdy nagle poczułam jak ktoś mocno chwyta mój łokieć. Obróciłam się, chcąc odrzucić ewentualne zaloty, jednak zabrakło mi słów gdy zobaczyłam kto stał za mną.
- Musimy porozmawiać- powiedział nieznoszącym sprzeciwu głosem Elijah i pociągnął mnie brutalnie jak najdalej od mojego rodzeństwa. Posłusznie poszłam za nim nie chcąc wzbudzać sensacji. Chociaż pewnie ludzie i tak nic by z tym nie zrobili. Dzisiejsze społeczeństwo stało się nieczułe na tego typu zachowania.
- Co tutaj robisz?- spytał mój ojciec przysuwając się ze mną do ściany. Ponad jego ramieniem odnalazłam Elenę i, nie odrywając od niej wzroku odpowiedziałam:
- Muszę z kimś porozmawiać, a ty nie powinieneś mi przeszkadzać, bo mogę z łatwością cię pokonać- znów stałam się morderczynią, którą wbiłam im do głowy, jednocześnie sprawiając ogromny ból wampirowi. Pochylił się, nieprzygotowany na mój atak, a ja spokojnie ruszyłam ku swojej siostrze. Wiedziałam, że za to co zrobię za parę chwil znienawidzą mnie jeszcze bardziej. Ale byłam na to przygotowana, jeśli oznaczało to, że będą bezpieczni. W związku z tym podeszłam do Eleny i jej towarzysza, którzy samotnie stali na balkonie i, nie witając się nawet wyrwałam mężczyźnie serce. Tak po prostu. Wiedziałam, że żadne tłumaczenia nie poprawiłyby mojej sytuacji, więc nawet się nie starałam. Moja siostra, która dopiero po dłuższej chwili odzyskała głos spojrzała na mnie z nienawiścią większą niż cokolwiek innego.
- Nie wiem dlaczego tu jesteś, ani po co to zrobiłaś- zaczęła spokojnym głosem.- Ale masz dwie minuty, żeby stąd odejść, albo ja i moja rodzina pozbawimy cię radości życia i sprawimy, ze każdy kolejny dzień będzie cierpieniem. Za to co zrobiłam 200 lat temu i za to, ze zabiłaś kogoś, kto jest dla mnie ważny- skończyła, a ja widziałam łzy w jej oczach. Znów ją zraniłam. Znów sprawiłam, ze moja rodzina będzie cierpieć. Nawet jeśli teraz tego nie pokazują, będą cierpieć. Wzdychając głęboko odwróciłam się i wybiegłam z balu w ciemną noc. Znów uciekając.



Bez zbędnych komentarzy, mam nadzieję, że się podobało:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz