Denver, czasy
obecne
- No rusz się
złomie- fuknęłam w stronę stojącego przede mną laptopa.
Już od
dłuższego czasu próbowałam połączyć się z Internetem, ale w
Denver, mimo że to spore miasto, jakoś nie mogłam znaleźć
zasięgu. W związku z tym chodziłam z kąta w kąt próbując
złapać połączenie, czekałam bowiem na dosyć ważne wiadomości.
Nagle komputer wydał dźwięk powiadamiający o tym, że połączenie
z siecią zostało nawiązane, a po chwili włączyłam Skype'a i
czekałam aż moi rozmówcy odbiorą.
- Katia, no w
końcu- powiedziała Alexia, uśmiechając się szeroko z ekranu.-
Myśleliśmy, że już nie
zadzwonisz- dodała, odsuwając się od kamery tak, że w polu
widzenia pokazał się również Alaric.
-
Jestem Katerina, nie Katia- odpowiedziałam machinalnie, dopiero
później witając się z przyjaciółmi. Wymieniliśmy się
uprzejmościami, jednak po chwili poruszyłam temat, który mnie
nurtował.
-
Co u Enzo i Eleny?- spytałam, nie mogąc powstrzymać ciekawości.
Ostatni
raz widziałam swoje rodzeństwo prawie 100 lat temu, w latach 20.
ubiegłego wieku. Odkąd w XIX wieku uwolniliśmy się z rąk
oprawców (tudzież fanatyków i pseudo łowców, którzy szybko,
dzięki mi, Alaricowi i Alexii, teraz znanej po prostu jako Lexi,
zapomnieli o istnieniu wampirów) kontaktowałam się z moimi
przyjaciółmi rzadko, a wokół rodzeństwa kręciłam się jeszcze
rzadziej. Postanowiliśmy, że moi towarzysze będą dalej obserwować
Elenę i Enzo, informując mnie, jeśli coś byłoby nie tak.
Skończyło się na tym, że od prawie 100 lat Lexi i Alaric
mieszkali w pobliżu mojej bliźniaczki i mojego brata,
zaprzyjaźniając się z nimi i będąc ich prawdziwymi powiernikami.
Nadal oczywiście informowali mnie o ich poczynaniach, co z czasem,
dzięki szybszym sposobom komunikacji stało się dziecinnie proste.
-
Żyją- Alaric jak zawsze chciał mnie podjudzić. Uwielbiał
sprawiać, że się denerwowałam, a jego celem życiowym, jak
powiedział mi niedawno, było doprowadzenie mnie do stanu wrzenia.-
Ale nie uwierzysz, gdzie się właśnie przeprowadziliśmy- dodał
tajemniczo, a mi od razu przyszło na myśl Denver.
Ale
to niemożliwe, żeby spośród tak wielu miejsc wybrali akurat
miasto, a którym od 3 miesięcy mieszkałam ja.
-
A można trochę mniej tajemniczo?- zapytałam udając znużenie,
mimo że w głębi ducha byłam cholernie ciekawa.
Jak
już wspomniałam, dość długo nie widziałam swojego rodzeństwa,
a o tym co się u nich dzieje wiedziałam tylko dzięki moim
przyjaciołom. W ciągu ostatniego wieku mało osób zagrażało
mojej rodzinie, zarówno Elenie i Enzo, jak i ojcu, który wraz z
siostrą i bratem mieszkali nadal w Nowym Orleanie, rządząc
lokalnym społeczeństwem wampirów. Zresztą, co się dziwić. Po
tym, jaką legenda obrosłam, mało który próbował zrobić coś
mi, a tym bardziej mojej rodzinie. Teoretycznie nadal nie żywiłam
jakiś ciepłych uczuć do nich, w praktyce jednak wiadome było jaki
los spotka tego, kto odważy się zrobić coś nie tak.
-
Może pokażemy ci, gdzie mieszkamy? Na pewno poznasz to miejsce-
uśmiechnął się Alaric, a po chwili twarz jego i Lexi zniknęła z
ekranu, zamiast tego pokazując mi piękną, zieloną okolicę.
Niby
nic nadzwyczajnego. Długi podjazd wyłożony kamieniami, drzewa i
krzewy po obydwu stronach podjazdu oraz wokół domu. No właśnie,
domu. Pewnie gdyby pokazali mi sam wjazd, nie poznałabym tego
miejsca. W końcu byłam tam dawno temu i przez bardzo krótko, w
porównaniu do mojego prawie 1000letniego życia. Ale ten dom
poznałabym wszędzie. Wiek XVIII i XIX były moimi ulubionymi
wiekami pod względem architektury. Ten dom wybudowany był właśnie
w wieku XIX. Wiedziałam dokładnie jak wygląda w środku, z
zamkniętymi oczami mogłaby trafić do sypialni, w której spałam.
Znałam salon, z ogromnym kominkiem i dwoma skrzyżowanymi szablami,
zawieszonymi nad nim. Wiedziałam, że zasłony w kolorze ciemnego
brązu zasłaniają ogromne okna wychodzące na podjazd. Znałam
każdy stopień schodów prowadzących na piętro, piwnicę, w której
pewnie do teraz była cela. Oczywiście nie wiedziałam, jak wygląda
dom teraz, co zmieniło się na potrzeby teraźniejszych standardów.
Miałam jednak nadzieje, że ludzie, którzy na moje polecenie
zajmowali się tym domem i dbali o niego, nie zepsuli naturalnej
atmosfery wnętrza.
-
Jesteście w Mystic Falls- odezwałam się nie swoim głosem.
Dom,
który właśnie pokazywali mi Alaric i Lexi był domem budowanym dla
mnie, gdy ostatni raz byłam w mieście. Co prawda początkowo nie
miał być ukończony, ze względu na to czym się okazałam. Jednak
pan szeryf a z nim burmistrz i reszta członków rady nie doceniła
moich możliwości i umiejętności wpływania na nich mimo
stosowanej przez nich werbeny. Razem z moimi kompanami poczekaliśmy
aż zioło zniknie z ich krwi a następnie całej ludności Mystic
Falls wymazaliśmy jakiekolwiek wspomnienia o wampirach, wilkołakach
i innych stworzeniach paranormalnych.
-
Jesteśmy w Mystic Falls- potwierdziła moje słowa Lexi.- Twoje
rodzeństwo stwierdziło, że kogą zobaczyć co to za dom zapisany w
tajemniczych okolicznościach na nich. Więc przeprowadziliśmy się
tutaj w zeszłym tygodniu- wyjaśniła blondynka, a jej twarz zdobił
szeroki uśmiech.
Porozmawialiśmy
jeszcze chwilę, a następnie pożegnaliśmy się. Usiadłam w
szerokim fotelu i zamyśliłam się. Moje rodzeństwo było w Mystic
Falls. Niecałe dwie godziny drogi od Denver. To nie mógł być
zwykły zbieg okoliczności. Nigdy nie wierzyłam w przeznaczenie ani
nic z tych rzeczy; moim zdaniem sami kreowaliśmy swój los, ale to
nie mógł być przypadek.
-
Wiedźmy?- rzuciłam w eter i po chwili, podobnie jak przez ostatnie
1000 lat pojawiło się 12 kobiet z pierwszego sabatu na ziemi. Moje
duchowe przewodniczki i nauczycielki.
-
Tak, córko?- jak zawsze odezwała się najważniejsza wiedźma
sabatu, która, jeśli wierzyć jej słowom, była moją przodkinią.
Wiedźmy zawsze, co nadal było dla mnie zagadką, potrafiły
dopasować swój strój do danej epoki, w związku z czym dzisiaj
moja przodkini miała na sobie długą wieczorową suknię z długimi
rękawami. Byłby to strój, który mogłaby założyć zakonnica,
gdyby nie ogromne wycięcie z tyłu, które odsłaniało prawie całe
plecy.
-
Czy wy macie z tym coś wspólnego?- spytałam, nie musząc wyjaśniać
o co chodzi, ponieważ moja pra(razy ileśtam)babka wiedziała
dosłownie wszystko. To była kolejna rzecz, której nie do końca
rozumiałam, a nad którą przeszłam do porządku dziennego.
-
A czy nie możesz uznać, że ich przeprowadzka to po prostu
szczęśliwy zbieg okoliczności?- odpowiedziała pytaniem, a ja znów
miałam wrażenie, że sabat potrafi czytać mi w myślach, jednak
nigdy się do tego nie przyzna.
-
Nie wierzę w zbiegi okoliczności- powiedziałam na głos swoje
wcześniejsze myśli.- Chcę tylko wiedzieć, czy to wasza sprawka.
-
Niedługo przyjdzie dla ciebie czas wielkiej próby- odezwała się
jedna z pozostałej jedenastki. Rzadko kiedy miałam możliwość
usłyszenia głosu którejkolwiek z nich, bowiem to moja prababka
najczęściej się odzywała. Najwyraźniej mieliśmy we krwi chęć
rządzenia wszystkimi.- Czas, w którym powinnaś mieć rodzinę
wokół siebie.
-
Będziesz narażona na wielkie zmiany, a pogodzenie z rodziną jest
ważne dla ciebie, nawet jeśli teraz twierdzisz, że nie- znów głos
zabrała pierwsza w sabacie.
-
Nie chcę się z nimi godzić ani teraz, ani nigdy- powiedziałam
stanowczo, na co wiedźma pokiwała głową.
-
Zrobiliście sobie nawzajem dużo złego, ale czasem wybacza się
wiele rzeczy i przeskakuje się przepaści- powiedziała jak często
zagadką i, jedna po drugiej, zaczęły znikać. Chciałam
porozmawiać z nimi dłużej, wiedziałam jednak, że to one w tym
przypadku dyktują warunki. Usiadłam głębiej w fotelu.
-
Nie lubię przeskakiwać przepaści- mruknęłam w eter, co i tak
pewnie usłyszały.
Miałam
pogodzić się z rodzeństwem? No raczej nie. Pamiętałam, jak
bardzo Elena i Enzo chcieli się ze mną skontaktować i jak szybko
porzucili ten pomysł. Olali mnie i zostawili. Z jednej strony byłam
im za to wdzięczna, jednak z drugiej trochę mnie to zirytowało. No
ale przynajmniej znów byłam wolna i mogłam robić co chciałam.
A
w sumie mogłam teraz odwiedzić mój dom, podenerwować trochę
rodzeństwo, pomyślałam. A przy okazji spotkać się z końcu na
żywo z Alarickiem i Lexi.
-
I zrobię to tylko dlatego, że ja tego chcę- rzuciła z przesłaniem
dla wiedźm, podejmując decyzję.
-
Mystic Falls, rodzinko, szykujcie się, bo możecie tego nie przeżyć-
uśmiechnęłam się do siebie i wstałam z nową energią, już
teraz zastanawiając się, co zabrać ze sobą i jak ich przywitać.
Jest
kolejny rozdział. Przepraszam za to, że nie pisałam przez dość
duży czas, ale przygotowywałam się do próbnych matur i miałam
ważne wydarzenie rodzinne, więc nie bardzo miałam kiedy. Obiecuję,
że teraz będę pisać regularnie. Jak widzicie jestem już w
teraźniejszości, więc teraz akcja w końcu nabierze tempa :)
Mam
nadzieję, że Wam się podoba i jak zawsze, byłabym wdzięczna za
jakiekolwiek komentarze :)
PS.: DZIĘKUJĘ BARDZO za ponad 500 wejść. To przynajmniej pokazuje, że moja praca nie idzie na marne :)