Ameryka, rok 1293
- Jest panienka pewna,że ta
suknia będzie odpowiednia?- młoda i niska mulatka zwróciła się
do mnie, pomagając założyć mi na siebie warstwy materiału.
- A dlaczego miałaby być
nieodpowiednia, Anabeth?- spytałam oglądając efekt końcowy pracy
mojej służącej i najlepszej towarzyszki. Byłam ubrana w długą
suknię w ciemniejszych odcieniach niebieskiego, która spływała
delikatnie po moim ciele.
A dziw pomyśleć, że w
ciągu nieco ponad 200 lat stroje tak bardzo się zmieniły,
pomyślałam, przywołując w myślach białe, proste stroje, jakie
nosiłam gdy byłam człowiekiem.
- Takie kolory nie przystają
tak młodej dziewczynie jak panienka- odezwała się Anabeth bez
cienia jakiejkolwiek nieśmiałości, co charakteryzowało wszystkie
inne służące. Ale moje wcale nie była taka jak inne. Anabeth była
czarownicą i wiedziała o mnie wszystko. Pomagała mi zachować
tajemnicę i skryć przed oczami ludzi to, co miało pozostać
ukryte. Od 5 lat podróżowałyśmy razem po całym kraju, tak jak
wcześniej robiłam z jej matką.
- Młodej?- uśmiechnęłam
się do dziewczyny- Z moim wiekiem powinnam nosić tylko czernie-
zażartowałam wesoło, co całkowicie przeczyło mojemu
teraźniejszemu nastrojowi.- Mogłabyś mnie zostawić na chwilę?-
poprosiłam moją towarzyszkę, która posłusznie wyszła z mojej
sypialni.
Usiadłam na wysokim łóżku
i zapatrzyłam się w przestrzeń.
- Wiedźmy?- powiedziałam
do pustego pokoju, w którym zaraz zaczęły pokazywać się duchy
czarownic należących do pierwszego sabatu na świecie.
Pamiętałam nawet teraz
nasze pierwsze spotkanie. Stało się to podczas pierwszej pełni
księżyca po opuszczeniu mojej rodziny. Zmieniałam wtedy miejsce
pobytu co 2-3 dni. Będąc nocą w lesie nagle wokół mnie pojawiła
się gęsta mgła, a potem, podobnie jak teraz, z nicości zaczęły
wyjawiać się kolejne twarze. To właśnie wtedy sabat wyjaśnił
mi, że od dawna na mnie czekali i nie bez przyczyny zachowałam
swoją moc nawet po przemianie w wampira. Tłumaczyły, że mój
udział w historii świata będzie bardzo szczególny, a jednocześnie
ja i moja rodzina będziemy narażeni na ogromne niebezpieczeństwo.
Przekazały mi moje dziedzictwo, a zarówno swego rodzaju klątwę.
Otóż to w moich rękach i na moich barkach spoczywała
odpowiedzialność za cały świat stworzeń nadnaturalnych. To ja
miałam stanowić prawo i być tym prawem; pilnować porządku i
dbać,aby w naszym świecie panowała równowaga. A w związku z tym
wiele osób chciało mojej śmierci, aby móc przejąć władzę nad
wszystkimi stworzeniami. Ale żeby mnie zabić, często musieli
sprowadzić mnie w miejsce im pasujące, więc wokół mojej rodziny
zaczęły być osoby pragnące ich skrzywdzić, a tym samym osłabić
mnie. Dlatego w sekrecie podróżowałam za nimi i obserwowałam ich
przyjaciół. No i dzisiaj musiałam interweniować.
- Jesteście pewne, że
adorator mojej siostry również będzie na dzisiejszym balu?-
spytałam wiedźmy, które obserwowały mnie w ciszy.
- Według naszych informacji
mają się spotkać na miejscu- odpowiedziała kobieta ubrana w
ciemnofioletową suknię podobną do mojej. W jakiś sposób sabat
zawsze miał garderobę stosowną do panującej mody.- Jesteś pewna,
że musisz posunąć się do ostatecznego- upewniła się kobieta,
która podobno była jakąś moją odległą przodkinią, pierwszą
osobą w naszym rodzie posiadającą moc.
- Ten mężczyzna jest
niebezpieczny. Gdyby zagrażał tylko mi, to najprawdopodobniej
torturowałabym go aż nie wyjawiłby kto go nasłał. Ale on
zagraża mojej rodzinie. I nawet jeśli oni mnie nienawidzą, toja
nadal żywię wobec nich ciepłe uczucia. I nie wybaczyłabym sobie,
jeśli coś by im się stało przeze mnie i przez to jaka jestem-
powiedziałam z pełną szczerością, a następnie, po otrzymaniu
błogosławieństwa sabatu wyszłam z sypialni z mocnym
postanowieniem, że dzisiejszej nocy nic złego nie stanie się
nikomu kogo kocham.
*****
Stałam otoczona osobami,
których nawet nie znałam i przysłuchiwałam się rozmowie, która
jakoś wcale nie była interesująca. Od czasu do czasu wtrącałam
jakieś zdanie, jednak tak naprawdę szukałam wzrokiem swojej
siostry lub kogokolwiek z mojej rodziny. Według czarownic mieli być
na dzisiejszym bal organizowanym przez właściciela połowy wioski.
Ja trafiłam tutaj poprzez manipulacje i hipnotyzowanie ludzi, bowiem
niemożliwe było, żeby zaprosić osobę, która jest tutaj dopiero
od paru dni. Rozmowa toczyła się beze mnie dalej, gdy nagle
zobaczyłam twarz, której nie widziałam od ponad 2 lat. Przez ten
czas usunęłam się i dałam mojej rodzinie spokój. Uśmiechnęłam
się na widok rozpromienionego Enzo i kroczącej z nim Rebekhi. Po
chwili do sali wkroczyła moja siostra w ciemnoróżowej sukni. Elena
szła pod ramie z nieznanym mi mężczyzną, a mi zmroziło krew w
żyłach. Wiedziałam, ze to ten mężczyzna, który zamierza zranić
moja siostrę bądź kogokolwiek z mojej rodziny i dobrać się do
mnie. Przeprosiłam moich rozmówców i zamierzałam się oddalić,
gdy nagle poczułam jak ktoś mocno chwyta mój łokieć. Obróciłam
się, chcąc odrzucić ewentualne zaloty, jednak zabrakło mi słów
gdy zobaczyłam kto stał za mną.
- Musimy porozmawiać-
powiedział nieznoszącym sprzeciwu głosem Elijah i pociągnął
mnie brutalnie jak najdalej od mojego rodzeństwa. Posłusznie
poszłam za nim nie chcąc wzbudzać sensacji. Chociaż pewnie ludzie
i tak nic by z tym nie zrobili. Dzisiejsze społeczeństwo stało się
nieczułe na tego typu zachowania.
- Co tutaj robisz?- spytał
mój ojciec przysuwając się ze mną do ściany. Ponad jego
ramieniem odnalazłam Elenę i, nie odrywając od niej wzroku
odpowiedziałam:
- Muszę z kimś
porozmawiać, a ty nie powinieneś mi przeszkadzać, bo mogę z
łatwością cię pokonać- znów stałam się morderczynią, którą
wbiłam im do głowy, jednocześnie sprawiając ogromny ból
wampirowi. Pochylił się, nieprzygotowany na mój atak, a ja
spokojnie ruszyłam ku swojej siostrze. Wiedziałam, że za to co
zrobię za parę chwil znienawidzą mnie jeszcze bardziej. Ale byłam
na to przygotowana, jeśli oznaczało to, że będą bezpieczni. W
związku z tym podeszłam do Eleny i jej towarzysza, którzy samotnie
stali na balkonie i, nie witając się nawet wyrwałam mężczyźnie
serce. Tak po prostu. Wiedziałam, że żadne tłumaczenia nie
poprawiłyby mojej sytuacji, więc nawet się nie starałam. Moja
siostra, która dopiero po dłuższej chwili odzyskała głos
spojrzała na mnie z nienawiścią większą niż cokolwiek innego.
- Nie wiem dlaczego tu
jesteś, ani po co to zrobiłaś- zaczęła spokojnym głosem.- Ale
masz dwie minuty, żeby stąd odejść, albo ja i moja rodzina
pozbawimy cię radości życia i sprawimy, ze każdy kolejny dzień
będzie cierpieniem. Za to co zrobiłam 200 lat temu i za to, ze
zabiłaś kogoś, kto jest dla mnie ważny- skończyła, a ja
widziałam łzy w jej oczach. Znów ją zraniłam. Znów sprawiłam,
ze moja rodzina będzie cierpieć. Nawet jeśli teraz tego nie
pokazują, będą cierpieć. Wzdychając głęboko odwróciłam się
i wybiegłam z balu w ciemną noc. Znów uciekając.
Bez zbędnych komentarzy,
mam nadzieję, że się podobało:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz